Około 80% roślin uprawnych wymaga zapylenia przez owady. Dzięki nim mamy co jeść i pić. Jaką rolę pełni pszczelarz? To pszczeli przyjaciel i cichy pomocnik, czy raczej niepotrzebny intruz?
Od szkodnictwa do hodowli
Pszczoły miodne żyją na naszej planecie od co najmniej 35 milionów lat, dlatego nasi przodkowie mieli z nimi do czynienia od początku swego istnienia. Dowodzi tego malowidło znalezione w jednej z hiszpańskich jaskiń. Na rysunku przedstawiona jest sylwetka ludzi, którzy wybierając miód, niszczą pszczele gniazdo.
Z biegiem czasu nauczyliśmy się zbierać miód w sposób, który nie wiązał się z zagładą całych rodzin. Około 500 lat p.n.e w rejonach zalesionych, narodziło się bartnictwo, które polegało na opiece i wykorzystywaniu dzikich pszczół żyjących w dziuplach drzew. Z kolei na obszarach, gdzie lasów było mało, narodziło się pszczelarstwo, które jest rozwijane i praktykowane po dziś dzień.
Prekursorami w dziedzinie pszczelarstwa są starożytni Rzymianie, którzy przejęli dziedzictwo starożytnych Greków. Z kolei ich sąsiedzi z Półwyspu Arabskiego, potrafili rozróżnić rośliny pożytkowe, pszczele kasty, a także opisali ich typowe zachowania. Wiedza ta pozwoliła im na otoczenie pszczół znacznie lepszą niż wcześniej opieką.
Dlaczego to robimy?
Najstarsi pszczelarze mawiają, że człowiek opracował powszechny sposób pracy z pszczołami, ale samej pszczoły nigdy nie potrafił udomowić tak, jak uczyniono to z bydłem czy trzodą. Pszczoła wciąż pozostaje wolnym owadem, posiadającym swój naturalny rytm życia, uzależniony od warunków pogodowych, na które nikt z nas nie ma wpływu.
Pozyskiwanie produktów pszczelich to jedynie część pracy jaką wykonuje pszczelarz. Musimy być nie tylko hodowcami, ale też rolnikami, zdolnymi stolarzami, świadomymi ekologami i sprawnymi handlowcami. Według raportów opublikowanych przez Instytut Ogrodnictwa w Skierniewicach, najwięcej polskich pasiek to pasieki hobbystyczne, składające się z około 22 uli.
Dlaczego to robimy? Według badań dr Magdaleny Pokrzyńskiej, większość z nas decyduje się na opiekę nad pszczołami ze względu na możliwość obcowania z naturą i podążania za wyznawanymi wartościami. Dopiero na dalszym planie lokują się kwestie związane z prestiżem i uznaniem społecznym, a najmniej ważne okazują się zarobki i możliwość wykonywania tej pracy w każdym miejscu na świecie.
Pszczela monarchia czy demokracja?
Jakiś czas temu moja znajoma podesłała mi kontrowersyjny tekst, który opisuje ciężką sytuację pszczół miodnych ze względu na ich podległość człowiekowi. Przeczytacie w nim między innymi, że w naturalnym środowisku pszczela królowa kontroluje ul, wybiera dogodne miejsce na gniazdo oraz decyduje o ilości jaj jakie złoży. Natomiast w warunkach hodowlanych pszczelarz manipuluje królową, aby utrzymać wysoką produkcję miodu. Prawda to czy mit?
Kto czyta mojego bloga ten wie, a kto nie czyta niech szybko nadrobi zaległości w tym temacie. W naturalnym środowisku królowa nigdy nie kontroluje swojego ula. W ulu nie funkcjonuje coś takiego jak hierarchiczność. Rodzina pszczela stanowi jednolity organizm, którego matka jest zaledwie częścią. Ewentualnego nowego gniazda szukają pszczoły zwiadowczynie, a ostateczna decyzja o przeprowadzce zapada wspólnie.
Brutalne prawo natury
W tym samym tekście czytamy, że królowe są sztucznie zapładniane spermą pobraną od samców, czyli trutni. W tym celu samcowi miażdży się głowę oraz przednią część tułowia, co zmusza ich do uwolnienia swojej spermy. Spermę z kilku samców pobiera się do strzykawki, po czym podaje się do zbiorniczka nasiennego królowej. Brutalne, acz prawdziwe.
W Polsce dopuszczone są 4 różne rasy pszczół. Środkowo-europejska (rodzima), kraińska (najczęściej spotykana), kaukaska (sprowadzana w celu wykorzystania pożytku lucerny) i włoska (ze względu na swój szybki rozwój). Hodowcy zapładniają matki sztucznie, ponieważ chcą uzyskać czystorasowe i czystoliniowe pszczoły. Wówczas posiadają one specyficzne cechy morfologiczne i użytkowe.
Na szczęście każdy pszczelarz zanim kupi królową, sam decyduje czy chce królową zapłodnioną sztucznie (unasiennioną), czy nie zapłodnioną wcale (nieunasiennioną). W drugim przypadku królowa leci na lot godowy i jest zapładniana przez kilku najszybszych i najsilniejszych trutni. Po wykonaniu swojego zadania trutnie giną, ponieważ odlatująca królowa wyrywa ich wnętrzności. Tak źle i tak niedobrze.
Miodobranie sprawia pszczole ból?
Każdy ul składa się z dwóch części. Najważniejszą część stanowi gniazdo, gdzie żyje królowa i gdzie składa jajka. Drugą część nazywamy miodnią i to właśnie z niej pozyskujemy miód. Co prawda pszczoły gromadzą go również w części gniazdowej, lecz odwirowanie ramek z przyszłym pokoleniem pszczół groziłoby osłabieniem całej rodziny. Tego nie robimy!
W niektórych pasiekach (szczególnie w Ameryce Północnej), pszczelarze wykorzystują specjalne dmuchawy do tego, aby usunąć pszczoły z miodni i sprawnie przeprowadzić miodobranie. W naszym kraju używa się w tym celu tzw. przegonek. Są to specjalne urządzenia instalowane pomiędzy gniazdem i miodnią.
Przegonka pozwala na bezpieczny odbiór miodu bez naruszenia naturalnego rytmu życia pszczół. Wówczas przechodzą one wąskimi korytarzami w dół ula chociażby po to, aby spotkać się na chwilę z matką i poczuć jej feromony. Korytarze zawężają się ku końcowi, przez co pszczoła nie jest w stanie wrócić do miodni, a my możemy zacząć miodobranie.
Słodkie przestępstwo
Kradzież to przestępstwo, za które grozi niemała kara, lecz czy kradzież miodu z ula powinna być traktowana z taką samą surowością? Niektórzy odpowiedzą na to pytanie twierdząco, bo odbieramy pszczołom ich cenny pokarm, coś na co ciężko pracowały przez wiele tygodni, a pszczelarz na miejsce miodu podaje im syrop cukrowy lub glukozowo-fruktozowy.
To prawda, że po zakończonym sezonie i ostatnim miodobraniu, pszczelarz musi uzupełnić braki stosując specjalną mieszankę cukrową. Dzieje się tak dlatego, że niektóre gatunki miodu nie nadają się do tego, aby rodzina na nich przezimowała, bo są ciężkostrawne lub bardzo szybko krystalizują, a rodzinę strawiłby głód.
Trzeba też pamiętać, że miód nie jest jedynym pokarmem pszczelim. Miód dostarcza pszczołom energii, lecz najbardziej wartościowym składnikiem ich diety jest pierzga. Co więcej, pszczelarze nie odbierają zawsze całego miodu. W ciągu jednego sezonu jesteśmy w stanie pozyskać około 15%. Pozostałe 85% jest zjadane przez pszczoły w trakcie ich pracy.
Wszystko wolno, lecz z umiarem
Każdy pszczelarz powinien być pszczelim przyjacielem. Prawdziwy pszczelarz to człowiek z pasją, który szczerze kocha swoje pszczoły i postępuje zgodnie z ich naturą. Wśród nas pszczelarzy, takie osoby stanowią większość, ale jak wszędzie trafiają się czarne owce. Są to ludzie, którzy widzą w pszczołach przede wszystkim zysk i nie podchodzą do nich z rozwagą, co szczególnie widać na przykładzie historii opowiedzianej w filmie „Kraina miodu”. Polecam jeśli jeszcze nie widzieliście.
Niektórzy mają dziwne wyobrażenia o pszczelarzach i uważają nas za złodziei i intruzów w idealnie przemyślanym pszczelim królestwie. Niestety ci sami ludzie nie dostrzegają, że pszczelarze chronią pszczoły przed chorobami oraz sadzą dla nich rośliny miododajne.
Wrogiem pszczół jest sam człowiek. Na skutek postępu technologicznego i nadmiernego zużycia zasobów naturalnych, światowa populacja zapylaczy jest zagrożona. Pszczoły albo nie mają z czego zbierać nektaru, albo latają po niego bardzo daleko i umierają ze zmęczenia. Z kolei zmienna pogoda zaburza rozwój pszczelich rodzin, które są coraz słabsze i bardziej podatne na choroby. To pewne, że bez pomocy pszczelarzy, nie będą miały siły się bronić.
Jakie jest Wasze zdanie? Uważacie, że pszczelarz to pszczeli przyjaciel czy wróg?
[…] w ulach miodu, by później nie musieć dokarmiać swoich pszczół? Niektórzy z tego powodu traktują pszczelarzy jak owadzich wrogów. Otóż nie wszystkie miody nadają się do zimowli. Miody z domieszką spadzi nie są zdrowe, […]
[…] dowiedzieć się więcej o tym kto jeszcze może być wrogiem pszczół, to odsyłam Was do mojego wcześniejszego tekstu. Są bowiem na świecie osoby, które wrzucają pszczelarzy do jednego worka razem z innymi […]